Godzina 4 rano – dzwoni budzik! Nie musi. Ja już nie śpię od 15 minut. Tej nocy mój sen to raczej stan czuwania. Wyłączam budzik po pierwszym wydanym tchnieniu, przecież dla współlokatorek to środek nocy. Adrenalina nieubłaganie zmusza mnie do zerwania się z łóżka. Jestem zupełnie trzeźwa, zero zaspania, działam jak nakręcony robocik. Wszystkie niezbędne ruchy i czynności, które muszą być zaliczone wykonuję bezbłędnie i bez zawieszania. 4.25 – czekam na M, która ma mnie odwieźć na dworzec. Jest - 4.30 – wrzask budzika współlokatorki! Za chwilę wychodzimy. U M działa tylko jedno oko, drugie jeszcze śpi. Mam nadzieję, że nie będzie ruchu i dojedziemy bezpiecznie i na czas, mając do dyspozycji troje oczu. :-) Udało się, jesteśmy na miejscu pół godziny przed czasem, mimo, że zatrzymywały nas co chwilę czerwone światła. Pod dworcem wita mnie muzyka klasyczna, płynąca z głośników zamontowanych w dziwnej konstrukcji – kuli utworzonej z anten satelitarnych! Gdy wieczorem będę z powrotem, z głośników będzie płynął jazz.
Dworzec PKP
Mam 30 minut czasu – całą wieczność! Zakupiłam bilety, pokierowałam jakiegoś zdezorientowanego młodzieńca z grzywą na połowę twarzy, który szukał peronów w toalecie.. pewnie źle widział biedaczek… i wsiadłam do podstawionego pociągu relacji Kraków – Kołobrzeg. Ja wysiądę we Wrocławiu – mieście moich przyszłych studiów. ;-)
Wybrałam przedział, w którym królowała już para zakochanych gołąbeczków. Po chwili gruchania, on odleciał, świadcząc o swym przywiązaniu soczystymi buziakami.
5.35 – ruszamy. Zaopatrzona w 2 powieści Beaty Pawlikowskiej zaczynam podróż ambitnie – od wyciągnięcia lektury z plecaka.. Pokonuje mnie jednak słabość własnego ciała. Widać, adrenalina już wyparowała i czas narobić zaległości w spaniu. Idę więc w ślady towarzyszki podróży, która regularnie oddycha już od pół godziny.
W Gliwicach dosiadają się do nas dwie uśmiechnięte dziewoje: brunetka i blondynka.
Blondynka siedzi grzecznie w kąciku i uśmiecha się do siebie. Poznamy przyczynę jej radości w Opolu – na tamtejszym dworcu wpadnie w ramiona wytęsknionego boya! ;-)
Brunetka natomiast przeżywa chwile grozy, gdy uświadamia sobie, że nie zabrała dowodu. Podczas kontroli prosi, przymila się i przysięga konduktorowi. Moje rozbawienie wzrasta z minuty na minutę! ;-D Niestety pan okazuje się bezwzględny i nieczuły na jej wdzięki. Dziewczę telefonuje wiec do rodziny z żądaniem odszukania dokumentu i dowiezienia na kolejny dworzec. Ostatecznie, po wielu nerwowych chwilach, z zażenowaniem wyciąga dowód osobisty z plecaka! Mój ubaw sięga zenitu! :-D
W takich nastrojach dojeżdżamy planowo do Wrocławia. Pierwszy etap za mną.
Czas na zdobycie miasta!