sobota, 24 lipca 2010

Diament dzieciństwa

  Co sprawia ci radość, co cię uskrzydla, co sprawia, że chce ci się wstać i zacząć nowy dzień bez przymusu? Co czyni cię .... hmmm szczęśliwym, albo chociaż zadowolonym??? 

Jest coś takiego? 
  
  To może jest wielka, niezrealizowana pasja życia, albo coś małego, niepozornego, ale na pewno Twojego. Zatrzymaj się, zastanów - najlepiej w ciszy i samotności. Nie daj myślom uciec do spraw codziennych, do obietnic, do planów, do tego, od czego chcesz odpocząć. Najbardziej niezdyscyplinowane są myśli..
  
  Co pociągało cię, gdy byłeś dzieckiem, o czym wtedy marzyłeś? Ile zostało w tobie z tego małego człowieczka, czystego, pełnego ideałów, nadziei i wiary..? Spróbuj go odnaleźć pośród gruzów trudnej, dorosłej codzienności. Odkop ten diament, wyszlifuj go, niech znów zabłyśnie z mocą odnowionych nadziei!
Nie pozwól innym decydować o tym, co masz robić. Nikt lepiej od ciebie nie wie, co dla twojej osoby jest najlepsze.
Jeśli już wiesz, to zrób to, co cię cieszy. Popraw sobie nastrój. Wieczorem będziesz mógł powiedzieć sobie, że dzień nie był stracony!

P.S. Jeśli twoje marzenie jest spore, zacznij od wypisania różnych możliwości realizacji i stworzenia planu do wykonania. Teraz tylko zostało zabrać się konsekwentnie do pracy! Nie ma pół gwizdka, ale na całość. 
No chyba, że lubisz narzekać i tym sposobem usprawiedliwiać swoje lenistwo... tylko, że wtedy marzenia odpłyną wraz z oddalającym się dzieciństwem.

sobota, 17 lipca 2010

Mój Ty Kapitanie! ;-)

Z okowów najmroczniejszej nocy, których już nigdy dzień nie skruszy
Dziękuję bogom, których mocy zawdzięczam hardość swojej duszy.

I chociaż ogrom cierpień w koło, me usta skargą nie splamione.
Spadają ciosy na me czoło, choć zlane krwią, lecz uniesione!

Tu gdzie się rozpacz z bólem splata, jedynie śmierć się zakraść może.


W grozie mijają długie lata, lecz strach mnie nie zmógł i nie zmoże!


I chociaż kroczę wśród chaosu, błądzę w cierpienia mrocznej głuszy,


Jestem kowalem swego losu i kapitanem swojej duszy!


Tekst pochodzi z filmu "Ivictus" Clinta Eastwood'a 
Nie wiem czyjego jest autorstwa.. Może ktoś wie?

niedziela, 4 lipca 2010

Wrocław wita i zaprasza wszystkich studentów! ;-)

  Wysiadam na dworcu we Wrocławiu. Widok przygnębiający - brudno, rdza, farba łuszcząca się ze ścian. Miejmy nadzieję, że po zakończonym remoncie, który akurat jest w toku, będzie milej.

  Wychodzę na miasto, z nieba buchnął żar, aż tchu brakło na chwilę. Słońce pali niemiłosiernie. Pytam o drogę na Stare Miasto. Okazuje się, że muszę się wrócić, bo wyszłam z dworca na niewłaściwą stronę. Wyposażona w bezcenną wiedzę, ruszam już pewnie na Rynek. Staram się zapamiętać jak najwięcej szczegółów po drodze, na pewno będzie to przydatne przy kolejnych wizytach w tym mieście.

  Jestem na Rynku. Jest piękny - kolorowe kamieniczki, błyszczący ratusz, wieże kościołów i ...krasnale. Gdy załatwię sprawę na Uniwerku, spróbuję znaleźć choć kilka tych tajemniczych ludków.
Sprawa z wrocławskimi krasnalami wcale nie jest taka prosta.. dla przybliżenia tematu wrzucam link do strony specjalnie poświęconej tej sprawie: http://www.krasnale.pl/  :-)

  Trafiam w końcu na pl. Biskupa Nankiera, to tam ma się znajdować Wydział Filologiczny. Jak na złość nie mogę go umiejscowić. Znalazłam już słynne Ossolineum, Zespół Lektorów J.Angielskiego UW i Akademię Medyczną, a Filologii jak nie było tak nie ma. Okazuje się, że owszem była, ale wejście znajduje się przy innej ulicy!!! No nic, znalazłam! Pal sześć, teraz będę już wiedzieć.
  Wchodzę do budynku, a tu gwarno. Studenci tłoczą się pod drzwiami sal czekając na zaliczenia lub egzamin...
Już zapomniałam jak to było...
  Znajduję sekretariat i staję w swojej kolejce do złożenia dokumentów na logopedię. Nie ma nas dużo, na szczęście. W miłej atmosferze składam dokumenty. W czasie pogawędki, dowiaduję się, że właśnie jestem w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej, którą pozytywnie zaliczam..  ;-) Mam nadzieję, że moja przyszłość na tej uczelni też będzie taka przychylna! :-)

piątek, 2 lipca 2010

Podróż Szczęściary

  Godzina 4 rano – dzwoni budzik! Nie musi. Ja już nie śpię od 15 minut. Tej nocy mój sen to raczej stan czuwania. Wyłączam budzik po pierwszym wydanym tchnieniu, przecież dla współlokatorek to środek nocy. Adrenalina nieubłaganie zmusza mnie do zerwania się z łóżka. Jestem zupełnie trzeźwa, zero zaspania, działam jak nakręcony robocik. Wszystkie niezbędne ruchy i czynności, które muszą być zaliczone wykonuję bezbłędnie i bez zawieszania. 4.25 – czekam na M, która ma mnie odwieźć na dworzec. Jest - 4.30 – wrzask budzika współlokatorki! Za chwilę wychodzimy. U M działa tylko jedno oko, drugie jeszcze śpi. Mam nadzieję, że nie będzie ruchu i dojedziemy bezpiecznie i na czas, mając do dyspozycji troje oczu. :-) Udało się, jesteśmy na miejscu pół godziny przed czasem, mimo, że zatrzymywały nas co chwilę czerwone światła. Pod dworcem wita mnie muzyka klasyczna, płynąca z głośników zamontowanych w dziwnej konstrukcji – kuli utworzonej z anten satelitarnych! Gdy wieczorem będę z powrotem, z głośników będzie płynął jazz.

Dworzec PKP

  Mam 30 minut czasu – całą wieczność! Zakupiłam bilety, pokierowałam jakiegoś zdezorientowanego młodzieńca z grzywą na połowę twarzy, który szukał peronów w toalecie.. pewnie źle widział biedaczek… i wsiadłam do podstawionego pociągu relacji Kraków – Kołobrzeg. Ja wysiądę we Wrocławiu – mieście moich przyszłych studiów. ;-)
  Wybrałam przedział, w którym królowała już para zakochanych gołąbeczków. Po chwili gruchania, on odleciał, świadcząc o swym przywiązaniu soczystymi buziakami.
5.35 – ruszamy. Zaopatrzona w 2 powieści Beaty Pawlikowskiej zaczynam podróż ambitnie – od wyciągnięcia lektury z plecaka.. Pokonuje mnie jednak słabość własnego ciała. Widać, adrenalina już wyparowała i czas narobić zaległości w spaniu. Idę więc w ślady towarzyszki podróży, która regularnie oddycha już od pół godziny.
  W Gliwicach dosiadają się do nas dwie uśmiechnięte dziewoje: brunetka i blondynka.
  Blondynka siedzi grzecznie w kąciku i uśmiecha się do siebie. Poznamy przyczynę jej radości w Opolu – na tamtejszym dworcu wpadnie w ramiona wytęsknionego boya! ;-)
  Brunetka natomiast przeżywa chwile grozy, gdy uświadamia sobie, że nie zabrała dowodu. Podczas kontroli prosi, przymila się i przysięga konduktorowi. Moje rozbawienie wzrasta z minuty na minutę! ;-D Niestety pan okazuje się bezwzględny i nieczuły na jej wdzięki. Dziewczę telefonuje wiec do rodziny z żądaniem odszukania dokumentu i dowiezienia na kolejny dworzec. Ostatecznie, po wielu nerwowych chwilach, z zażenowaniem wyciąga dowód osobisty z plecaka! Mój ubaw sięga zenitu! :-D

  W takich nastrojach dojeżdżamy planowo do Wrocławia. Pierwszy etap za mną.
Czas na zdobycie miasta!