wtorek, 1 listopada 2011

Moja przygoda w Szlachetnej Paczce

  
 Po raz drugi z rzędu postanowiłam zasilić szeregi akcji Szlachetna Paczka i wyruszyć wraz z innymi wolontariuszami do rodzin. Będziemy szukać tych najbardziej potrzebujących, dla których Darczyńcy przygotują Paczkę. O co chodzi?
    Akcja Szlachetna Paczka funkcjonuje pod hasłem "MĄDRA POMOC". Pomagamy tym, którzy tego naprawdę potrzebują i obdarowujemy rzeczami - nie pieniędzmi. Rodzina potrzebująca, po otrzymaniu paczki czuje, że nie jest sama ze swoimi zmaganiami. Taka świadomość dała siłę wielu rodzinom do samodzielnej pracy nad poprawą swojego bytu. To jest właśnie nadrzędny cel akcji - wspomaganie aktywności i samodzielności rodzin w polepszaniu jakości życia, poprzez akt doraźnej pomocy rzeczowej. 
Paczka i zgromadzone w niej rzeczy, są odpowiedzią na konkretne potrzeby. Np:  Rodziny nie stać na pralkę, czy buty dla dzieci, bo ledwo starcza na opłaty i jedzenie? Zadaniem wolontariusza jest znalezienie Darczyńców, którzy spełnią tę potrzebę. Kolejny cel Super W, to dostarczenie paczki do rodziny.
   
   Akcja opiera się na 3 równorzędnych filarach:

WOLONTARIUSZ - RODZINA W POTRZEBIE - DARCZYŃCA


Każdy jest bardzo ważny!
Wolontariusz sprawuje funkcję opiekuna rodziny. Nawiguje też i wspiera Darczyńcę w kompletowaniu paczki. To ważna i odpowiedzialna rola, ale niosąca za sobą ogromne pokłady pozytywnych emocji.
Darczyńca jest nieoceniony, gdyż to on sponsoruje paczkę, a często też organizuje wieloosobową grupę innych darczyńców, którzy fundują potrzebne rzeczy dla wybranej rodziny.
Rodziny w rzeczywistej potrzebie - bez nich nie byłoby akcji. Wiem, to byłaby sytuacja idealna, gdyby nikt nie potrzebował pomocy... Ten temat jednak zostawię filozofom i innym teoretykom. ;) 


Dzięki akcji, w zeszłym roku przyczyniłam się do radości pewnego samotnego, starszego pana z Krakowa.  Ciekawe, kim będą ludzie, których spotkam w tegorocznej akcji? W teren wyruszę już niebawem.
To uzależnia..
Polecam!


Może i Ty zostaniesz Super W albo Darczyńca??? Śledź stronę http://www.szlachetnapaczka.pl/, a dowiesz się kiedy będziesz mógł wybrać rodzinę, której zechcesz pomóc!


Dobro zawsze powraca! :)

piątek, 29 lipca 2011

Mi español!



   Robię to codziennie, przynajmniej przez godzinę, od ponad miesiąca. Zaczęłam końcem czerwca.
Codziennie po trochu – słucham, powtarzam na głos i samodzielnie konstruuję wypowiedzi na bazie poznanych wcześniej słów i zwrotów – uczę się hiszpańskiego, po prostu. Chcę go poznać przynajmniej w stopniu komunikatywnym..

   Wcześniej uczyłam się angielskiego i francuskiego – ale niestety bez specjalnych rezultatów i bez większego entuzjazmu. Powód – musiałam -  to były języki wymagane w szkole i na studiach. Uważałam wtedy, zresztą do niedawna również, że nie mam głowy do języków, że nie potrafię się porozumiewać, pomimo, że posiadam zasób słów wystarczający do poprawnej codziennej komunikacji. Prawda jest też taka, że podczas nauki szkolnej nie wymagano od nas konwersacji. Przeważnie poprzestawało się na pisaniu i czytaniu. Toteż ja rozumiałam teksty, ale nie rozumiałam mowy.. Swoją ogromną rolę odgrywa tutaj też motywacja – cóż, wstyd przyznać, ale jakoś nie było jej za wiele..

   Postanowiłam po raz trzeci wziąć się za naukę języka obcego. Do trzech razy sztuka. Wybrałam język hiszpański. Nie dość, że podoba mi się jego brzmienie, to posługuje się nim prawie cała Ameryka Południowa i oczywiście Hiszpania! Hiszpański to język wesoły, żywy – sporo słów brzmi naprawdę pięknie, wiele śmiesznie – jego nauka to przyjemność i powód do zabaw i skojarzeń językowych. No i nie jest taki trudny! :) 

   Wspominałam wcześniej o motywacji, bez niej nie byłoby również tego wpisu.. Dlaczego hiszpański? Po pierwsze - wyjeżdżam do Hiszpanii w sierpniu (ale nie to jest najważniejsze), po drugie – to mój sposób na ćwiczenie umysłu i pamięci (której trzeba treningu, podobnie jak mięśniom) i po trzecie najważniejsze – marzą mi się podróże właśnie po Ameryce Południowej (Argentyna, Peru, itd.) To mam od liceum, baa nawet od podstawówki, chociaż wtedy nie śmiałam mówić o tym głośno, bo wydawało mi się, to zbyt śmiałym pragnieniem. Zostawało tylko w sferze rojeń i snów na jawie.

Jak się uczę?
   Na naukę języka poświęcam co najmniej godzinę dziennie. Ważne, aby wystąpiło słuchanie i powtarzanie na głos zdań. Tak przecież w przybliżeniu wygląda rozmowa! :) W książce mam wszystko to, czego słucham, więc znam również zapis. Na słuchanie wykorzystuję czas, który spędzam w autobusach. W domu zaś głośno „hablam”! :) Do kolejnego działu przechodzę tylko wtedy, gdy płynnie posługuję się słownictwem z wcześniejszej części.
Po miesięcznym samodzielnym kursie, uważam, że byłabym w stanie dogadać się w sklepie, na ulicy, w hotelu i restauracji. Jak dla mnie to ogromny sukces i powód do dumy! :)

El idioma espaniol no es dificil! 


   Aaa i jeszcze jedno.. po codziennym powtarzaniu danej czynności tak wchodzi ona w krew, że staje się nawykiem! Teraz nie wyobrażam sobie dnia bez hiszpańskiego! Na początku było różnie - nie zawsze mi się chciało, nie zawsze byłam wypoczęta i skoncentrowana.. ale upór procentuje.
¡Buena suerte!

środa, 27 lipca 2011

Chce mi się tak, jak kiedyś nie chciało! - czyli rzecz o pracy nad sobą..

   Mogłabym, ale mi się nie chce.. zresztą muszę odpocząć. O to przecież apelują lekarze.. Dużo snu, relaks, odprężenie.. Trzeba sobie jakoś radzić ze stresem, no nie?  Jutro to zrobię. Dziś jestem zmęczona, boli mnie głowa, chce mi się spać, nie mam pomysłów, wena mnie opuściła, nie mam pieniędzy, zdrowia, nerwów.. Sto tysięcy wymówek, i wzorowo wyuczone tłumaczenie swojego lenistwa.. Okropne, ale takie znane, oswojone, akceptowane, bo przecież każdy myśli podobnie.. 
A mądrość ludowa rzecze: „Co masz zrobić dziś, zrób pojutrze - będziesz miał dwa dni wolnego!” I tak przez całe życie - odkładanie wszystkiego na jutro, na za tydzień, aż się robi z tego „za pięć dwunasta” i wtedy już jest stres, adrenalina, niedosypianie i cały wcześniejszy niby-relaks szlag trafia! Przecież muszę to zrobić na wczoraj! I jest wtedy plucie sobie w brodę – czemu się wcześniej za to nie wzięłam? Jak miałabym więcej czasu, to przyłożyłabym się do tego lepiej.. Potem kolejne przyrzeczenie składane sobie: Następnym razem będę mądrzejsza – zaplanuję, rozłożę sobie pracę na części i wyjdzie tak jak chcę. Ale kiedy przychodzi co do czego, no to znów boli głowa, brzuch, ktoś zadzwonił i zaprosił na piwo, ciśnienie spadło, u sąsiada się pobili, nie było prądu, kolejny atak terrorystyczny, etc.. To rzecz o obowiązkach, „musach”..
   A gdzie w tym wszystkim jest praca nad realizacją marzeń?  Gdzie te czynności zwane pasją, hobby, zainteresowaniami, te dające radość i nadające życiu sens? Jeśli tak samo są odkładane, na bliżej nieokreśloną przyszłość – to się nie ma co dziwić, że społeczeństwo mamy maksymalnie narzekające i sfrustrowane.. Ktoś kto myśli w sposób - Kurczę, dobrze byłoby zrobić coś fajnego z własnym życiem, ale może zrobiłby to ktoś za mnie, bo ja nie mam czasu, ani pomysłu na siebie.. – jest z góry skazany na pogłębiającą się frustrację i poczucie przegranego życia. Nikt nie jest w stanie odkryć prawdziwych pragnień drugiego człowieka.. tylko ON SAM!
   Nie ma co czekać na księcia z bajki, który spełni wszystkie marzenia, ani na wygraną w totka, bo prawdopodobnie książę okaże się żabą, a kasa nigdy nie wpłynie na konto. Tak naprawdę wystarczy trochę determinacji, a radość z dotrzymanego sobie słowa od razu poprawi nastrój i samopoczucie. Wiem, bo sprawdziłam i serdecznie polecam! :) 


środa, 23 marca 2011

Urok wolnych dni!


  
  Nie ma nic lepszego dla ludzi pracujących, niż dni wolne od pracy! A już takie niespodziewane są szczególnym prezentem od losu. Wziąwszy pod uwagę fakt, że większość Polaków jest niezadowolonych ze swojej pracy, to perspektywa dłuższego wolnego - np. weekendu majowego - przyprawia o radosne podniecenie z nicnierobienia, lub robienia tylko tego, na co samemu ma się ochotę - wreszcie! :-)
No bo tak:
- wstajesz kiedy chcesz;
- możesz się nie czesać, nie malować .... i nie patrzeć do lustra (no chyba, że uwielbiasz swoją facjatę, nieżalenie od pory dnia  i nocy):-)!
- pijesz kawę, herbatę, yerba mate - tak długo, jak lubisz;
- po śniadaniu możesz się znów położyć lub iść ambitnie na spacer, pobiegać, na rower czy fitness.
- jako, że jesteś raczej konsumpcyjnym przedstawicielem społeczeństwa, to pójdziesz na podbój galerii, czy hipermarketu, kupić coś co później i tak się okaże niepotrzebne.
- obiad nie urasta do rangi problemu, bo albo idziesz do restauracji (najlepiej tej w galerii - bo blisko) ... albo zjadasz musli.
- spędzasz czas sam ze sobą (lub z facebookiem - przecież tam są wszyscy, po co wychodzić!), z rodziną, przyjaciółmi, kochankiem - co kto lubi i posiada;
- wieczorem możesz zabalować i golnąć coś więcej, oglądać filmy lub czytać do późna - bez obaw, że będziesz niewyspany lub na kacu w pracy;
- możesz też, rzecz jasna, nie kąpać się - przecież można to zrobić jutro rano! ;-)
- tylko czasem pomyślisz, że kiedyś znów będzie ten poniedziałek i przeważnie ściśnie cię w dołku, a niestety rzadko się uśmiechniesz i pomyślisz o fajnej ekipie z pracy i miłych obowiązkach...

poniedziałek, 21 marca 2011

Nareszcie WIOSNA!!!


    Dziś pierwszy dzień wiosny, a ja siedzę w domu chora! Ironia losu.. No ale za to uruchomiłam wspomnienia, na które nie maiłabym szans w pracy.
   Jako dziecko namiętnie co roku chodziłam szukać wiosny w pola i do lasu. W marcu udawało mi się znaleźć jedynie pojedyncze bazie na wierzbach. Jedyny raz byłam świadkiem składania skrzeku przez żaby. Było ich mnóstwo. Leżały na powierzchni stawu, a jedna spóźniona biedaczka niosła dopiero swojego samca na grzbiecie! Widok niezapomniany! ;-) Musiało to być w okolicach marca, bo nie było jeszcze liści na drzewach ani zielonej trawy. 
   W moich okolicach pierwszymi zakwitającymi kwiatkami były podbiały. Te zakwitały koło domu, więc nie musiałam ich daleko szukać. Natomiast, żeby nazbierać kaczeńców, trzeba było się wybrać w okolice lasu, w te miejsca, gdzie był podmokły, błotnisty teren. Uwielbiałam kaczeńce! Teraz zastanawiam się co mnie tak w nich pociągało..? Chyba to, że były czasami niedostępne, że były jednymi z pierwszych kwiatów, że rosły w dużych koloniach i już z daleka przyciągały żółtym kolorem i to, że się tak zabawnie nazywały! Bardzo lubiłam również zawilce. Te zakwitały całymi dywanami  w lesie. Zawsze miałam ochotę nazbierać ich cały bukiet, ale powstrzymywało mnie to, że były pod ochroną i szybko więdły po zerwaniu. Uwielbiałam wiosnę w lesie - zresztą mam tak do dziś!!!

Sztuka smakowania chwil - Charaktery

Sztuka smakowania chwil - Charaktery

niedziela, 20 marca 2011

Wiesz czym jest muzyka?



Posłuchaj August's Rhapsody

"Wiesz czym jest muzyka?
To boskie przypomnienie, że poza nami istnieją inne rzeczy - harmonijny związek między wszystkimi żywymi istotami, nawet gwiazdami!" 
   
"Muzyka fascynuje, bo niesie treść nie używając słów ani obrazów"
"Cudowne dziecko -  August Rush"